„Za każdym razem ta niewiedza, ta końcówka to jest ekstremalna walka z samym sobą i pokonaniem tego, co się wyzwala”

 

Co tam chcesz wiedzieć, młody człowieku?

Idziemy z Grześkiem, bardzo bliską mi osobą, bo na moim pierwszym Muszkieterze byliśmy w jednej drużynie i wyczułem u Grzegorza podobne cechy indywidualisty jak moje. Pamiętam, jak na którymś szczycie rozmawialiśmy o swoich przywarach, otworzyłeś się. Teraz jesteśmy obaj w roli wolontariusza i obaj mamy tu nowe role. Dla ciebie jako muszkieterowego weterana to też nowe doznania. Jak się odnajdujesz w tym zadaniu, jak się czujesz w roli wolontariusza?

Ciekawe, bo przebierając się przed chwilą, właśnie o tym myślałem. O różnicy, o tym, co czuję teraz, a co czułem po takich samych w zasadzie procesach, będąc uczestnikiem, i co opowiem mojej żonie – w sensie takiego dzielenia się. A tutaj okazuje się, że ty będziesz pierwszy, przed moją małżonką nawet.

Doszedłem do wniosku, że dałem innym kawałek siebie – takie mam wrażenie. I nie jest to dla mnie takie oczywiste, że zrobiłem coś dla kogoś. To odczuwam – po paru gestach od innych facetów – że zrobiło to pracę czy wrażenie. Że coś ode mnie dotarło, jakiś przekaz z tego wyszedł, coś za tym poszło. Czuję, co też u mnie nie jest oczywiste, że to było wartościowe. Że ja sam mogę pomyśleć o sobie, że to, co zrobiłem jest wartościowe i na sam koniec, że ja jestem wartościowy. A bywa, że ja sam tak o sobie nie myślę. I to jest ta różnica, bo jak byłem uczestnikiem, to pewne rzeczy odkrywałem o sobie, ale najczęściej z nikim się tym nie dzieliłem. Raczej przeżywałem to sam ze sobą. A często miałem pytania, na które samemu sobie było trudno odpowiedzieć, albo nie wierzyłem w te odpowiedzi. Na tym Muszkieterze dostałem informację zwrotną, tak stojąc przed tymi facetami. To jest ta różnica, że poczułem wartość w tym, jaki jestem i że mogę się tym z kimś podzielić.

Podchodzimy trochę pod górę. Dam ci odsapnąć. Przeszliśmy przez łąkę, która jest świeżo nawieziona. Wczoraj zamykałeś całą trasę. Co o tym powiesz? Jak się czułeś w zadaniu zamykającego?

W moim przypadku wszystko rozbija się o męskość, o bycie mężczyzną – jak ja to odczuwam i jak widzę siebie samego. I przez pryzmat tego oglądałem siebie w tym wszystkim. Dobrze się czułem, czułem się odpowiedzialny za kogoś, nad czym pracuję i biorę w życiu coraz więcej odpowiedzialności za innych. Nie jest dla mnie nowe, że czuję ją w sobie, tylko że zaczynam rozumieć, na czym ona polega i zaczynam to stosować. Dzieliłem się tym już dzisiaj – nie umiałem tej odpowiedzialności innym okazać, zapewnić jej jako facet. Jakiś czas temu, postanowiłem to zmienić i to robię.

To będzie miało znaczenie, z czym zostaną ci ludzie na tę krótką chwilę

W tej roli czułem się właśnie odpowiedzialny i to jest fajne. Gdzieś czułem, że mi się to spodoba. I nie chodzi o jakąś pychę, tylko o to, że to ma sens, jest wartościowe, męskie, fajne, dobre. Takie miłosne. I tak się czułem wczoraj, gdy przeżywałem trasę z perspektywy tego zamykającego wolontariusza, a nie uczestnika, mimo że przeszliśmy ten sam odcinek, te same kilometry. Czułem się potrzebny i ciągle mi powraca to słowo – odpowiedzialny. To jest dla mnie w tym wszystkim kluczowe. W tej roli czułem się dobrze. Dzisiaj, tutaj przed wszystkimi uczestnikami też czułem się odpowiedzialny – będzie miało znaczenie co powiem o sobie, jak opowiem swoje świadectwo czy to, co chcę przekazać. To ważne z czym zostawię tych facetów na tę krótką chwilę.

Wrócę teraz do twoich największych, wcześniejszych wyzwań jako uczestnika. Kojarzysz, co było dla ciebie trudnością, wyzwaniem?

Zdecydowanie wyprawy, te najdłuższe spacery. Nawet mógłbym wskazać, który konkretnie. Kilka lat temu wchodziliśmy na Śnieżne Kotły a warunki atmosferyczne były ekstremalnie złe. Dzisiaj mogę powiedzieć, że to było ekstra przeżycie, ale pamiętam, że wtedy – z całym plecakiem, z całym mandżurem, który nosiliśmy na plecach – wchodziliśmy długo i bardzo stromo pod górę i miałem kilka momentów, kiedy po prostu padałem na ziemię i płakałem. Idąc sam, bo byliśmy tak rozstrzeleni wszyscy, że nie było szansy iść razem. Płakałem z bezsilności, z niemocy, miałem już przekroczone każde poziomy wszystkiego, czym mógłbym pokonać tę drogę. Wszystko się już wyczerpało. Więc jedyne źródło, które się nie wyczerpuje, to Bóg. Pamiętam, że padałem na ziemię i się gorliwie modliłem. Nie byłem zły na Boga, po prostu prosiłem o pomoc w różnej postaci. Zresztą nie prosiłem chyba o nic konkretnego, tylko że zdaję się na Boga i Jego plan. To są dla mnie najtrudniejsze rzeczy. Myślę, że nie tylko przez fizyczność, która była zdemolowana, ale właśnie przez tę mentalną stronę. Ten brak końca drogi, brak kontroli – nawet jak byłem po raz kolejny i wiedziałem, że to będzie długo trwało – ale za każdym razem ta niewiedza, ta końcówka to jest ekstremalna walka z samym sobą i pokonaniem tego, co się wyzwala w tych momentach we mnie albo w każdym z uczestników. Zatem to piątki są dla mnie zdecydowanie najtrudniejszą rzeczą.

Mam pewne skojarzenie związane z tobą, z mojego pierwszego wyjazdu. Wokół niego chciałbym teraz wykonać z tobą kilka kroków. Powiedz, jak to jest przyjechać na Muszkietera z przyjacielem? Na wspomnianym wyjeździe byłeś razem z Bartkiem i dla mnie ta wasza relacja dwóch facetów była niesamowita. Muszkieter jako idealny format wyjazdu dla przyjaciół?

Tak, absolutnie! Dopowiem. Bartek był też moim świadkiem na ślubie. To ekstra, cudowne, powiem ci takie ogromne poczucie bezpieczeństwa, wsparcia, że masz obok kogoś, kogo znasz, komu ufasz i kogo po prostu kochasz jak brata. Nie bezpieczeństwa w kontekście ochrony, bo boisz się, czy coś ci grozi, tylko takiego bezpieczeństwa w kierunku dzielenia się jakąś przygodą, przeżywania razem tego, co przed nami. Fajne rzeczy szkoda przeżywać samemu! Dzisiaj już tak myślę, kiedyś myślałem inaczej. I to jeśli chodzi o Bartka, to jest zdecydowanie przepiękne, że można to zrobić razem z przyjacielem i po prostu w tym być. Trochę tak jak my tutaj też niektórzy, czy ja z tobą, chociaż nie znamy się przecież trzydzieści lat, to wiem, że zobaczyć się, uścisnąć mocno ten jeden raz – wtedy czuję przez te parę sekund taką życzliwość i dobrą męską energię, że to jest to. To bardzo buduje, cały taki czas spędzony razem.

To jest chemiczne dla obu stron. Przeskoczę do kolejnej relacji, po omówionej już trochę relacji z Bogiem, relacji z mężczyznami, relacji z samym sobą i przyjacielem zapytam o relację z najbliższymi. Co ci daje ten wyjazd, myślenie o nim, przygotowanie się w odniesieniu do relacji rodzinnej?

Przychodzi mi jedna – oczywiście nie jedyna – ale jedna jako ta pierwsza rzecz. Zaskoczę cię czy też nie, ale to… łagodność. Wracam z każdego Muszkietera z większą miłością do życia i do siebie. A to powoduje, że jestem bardziej łagodny na zewnątrz – i dla siebie, i dla innych. A miewałem wcześniej problemy z agresją w relacji z najbliższymi i z samym sobą.

Wracam z każdego Muszkietera z większą dawką miłości do życia i do siebie

A Muszkieter? Za każdym razem wracam łagodny, szczęśliwy i nie dlatego, że tak muszę, tylko to naprawdę wychodzi ze mnie, ze zmienionego serca. To się dzieje tutaj przez te wszystkie procesy, przez te rozmowy, przeżycia, braterstwo. Czuję miłość dookoła, tę mądrą, męską, boską, i do drugiego człowieka, co jest cholernie budujące. To powoduje, że jestem łagodny. Ta łagodność to jest właśnie uważność na innych, widzenie i przyjmowanie ich takimi, jacy są, z ich zmaganiami i niedoskonałościami a nie funkcjonowanie w wyidealizowanym środowisku, które sobie na co dzień wybierasz, bo są z niego korzyści.

Mam wrażenie, z tych trzech razów, wspólnych udziałów w weekendzie, że za każdym razem przyjeżdżasz z jakąś konkretną sprawą do ogarnięcia, że masz konkretną intencję. Z czym przyjechałeś teraz?

To się bardzo zbiegło z wolontariatem. Gdy tak czekałem na to rozdanie ról, myślałem, że będę podłączony pod kogoś do pomocy, jako świeżak. Okazało się, że czeka na mnie konkretne, indywidualne zadanie i byłem zaskoczony, że już, że tak szybko, ale to się zbiegło z tym, czego chciałem i nad czym chcę pracować, czyli rodzaj takiego przywództwa czy liderowania, ale o lokalnym zasięgu. Mam na myśli małżeństwo i dom czyli relacja z dziećmi. Nad psem panuję, więc jego nie wymieniam. Oczywiście żartuję, bo nie chodzi o panowanie, tylko właśnie o przywództwo, to mądre, oddane. W zasadzie to jest bardziej służba niż przywództwo. I przyjechałem tutaj po naukę mądrego służenia. Jak Jezus, który służył innym. Chcę w sobie wzmacniać i rozwijać właśnie to, a nie karmić lęk przed oceną, czy własne kompleksy czyli jedne z deficytów, które zauważam też u innych facetów.

To chciałem rozpocząć, taką pracę nad tym. Stąd teraz taki wyjazd i przeskok z uczestnika na wolontariusza, chcę się rozwijać, chcę progresu. W przyszłym roku skończę pięćdziesiąt lat i bardzo marzę o tym, żeby w końcu dojrzeć i poczuć w sobie faceta. Tego odpowiedzialnego, mądrego, na którym można polegać, któremu można zaufać. Przez większość życia miałem z tym kłopot, nie ufałem sam sobie i przez to świat nie ufał mi. Chcę to zmienić i po to przyjechałem.

Złapałeś się na tym, że wolontariat jest większym wyzwaniem dla charakteru niż kolejny udział jako zgłoszony uczestnik? Wyzwanie, dyskomfort nowej sytuacji, jak przeżyłeś dzisiejszy własny poligon?

Nie ukrywam, spodobało mi się. Piękne odkrycie w tym wszystkim jest takie, że odnajduję w sobie to, że duży sens i wartość dla innych mają rzeczy, które ja robię naturalnie. A to powoduje, że dochodzę do wniosku, że to, że jestem, i to, jaki jestem, zaczyna mieć wartość samą w sobie. Że mogę na tym jaki jestem coś zbudować. Mogę zrobić coś dobrego dla świata albo dla innych ludzi, dla innych facetów. Mogę opowiedzieć im o moich zmaganiach, walce i zmianach – przez to, w co wierzę, zachęcić ich do tego samego u siebie. To jest dla mnie odkrycie tego wyjazdu.

Już na zakończenie, dlaczego warto przyjechać na Ekstremalny Weekend Charakteru? Spróbuj rzucić jakieś krótkie hasło.

To jest przyjazd po samego siebie. Taka podróż do wnętrza siebie. Wierzę, że każdy z nas ma w sobie dużo dobra, a my na tym wyjeździe nurkujemy głęboko do środka i wyciągamy to, co jest w Nas czasem głęboko zakopane. Słynna podróż od głowy do serca.

Druga rzecz, to jest ewidentnie coś związanego z męskością. 4Muszkieter to czas i miejsce, żeby zrozumieć, na czym naprawdę męskość polega, czym jest. Warto przyjechać, żeby zostawić tutaj wszystko to, co ją zakrywa.

 

Rozmawiał: Mariusz Walczak
Wsparcie redakcyjne: Marcelina Samek
Zdjęcia: Leszek Kluz
Grafika tytułowa: Ewa Milun-Walczak