„Nie chcę być samcem alfa, mogę być samcem beta, i to nie jest żaden wstyd”

 

Krzysiek, spotykamy się trzeci raz, ale po raz pierwszy nie widzę cię w roli mówcy. Pełnisz teraz rolę wolontariusza pilnującego przejścia na dosyć ruchliwej trasie samochodowej do Kowar. Opowiesz przy szumie ciężarówek, jak zaczęła się twoja przygoda z Ekstremalnym Weekendem Charakteru?

Nie pamiętam dokładnie roku, ale mój pierwszy Ekstremalny Weekend Charakteru był w Izerach, prowadzony jeszcze przez Holendrów. Zostałem zaproszony przez kolegę z kościoła. Mówi: „Chodź pojedziemy, jedzie mój szwagier, będzie dobrze”. I tak się znalazłem na Czwartym Muszkieterze.

Od razu przejdę do mocnej historii, jaką usłyszałem od ciebie rok temu na Muszkieterze. To wypowiedź z gór, rodzinna, pracoholiczna, bardzo osobista. Możesz się jeszcze raz nią teraz podzielić?

Dziękuję Bogu za to, że mogę być jako wolontariusz i jako ten, który spotyka się z grupami jako mówca. Akurat tak Bóg daje, że dzieją się takie rzeczy, żeby móc się podzielić czymś, co Bóg mówi: dobra, to powiedz, tego chcę, to chcę przekazać. I to była jedna z takich historii, która wydarzyła się w styczniu tamtego roku, kiedy miałem wypadek na desce snowboardowej i po prostu mój czas się zatrzymał, nie wiedziałem, co będzie się działo, nie wiedziałem, co to ma przynieść. Trzy miesiące byłem na zwolnieniu, ale dopiero ostatniego miesiąca Bóg mi pokazał, że źle wykorzystuję swój czas i to poświęcenie, które dałem pracy, tym samym ograbiając swoją rodzinę, przyjaciół, kościół z mojej obecności. Z tego, że bardziej liczyło się miejsce pracy lub środowisko, w którym pracuję, niż to, gdzie powinienem być.

Kura się zaangażowała w jajecznicę, ale świnia się poświęciła

Tutaj wykorzystał też do tego jednego z mówców czy też youtuberów, który ma odcinek  z symbolicznym obrazem „jajecznicy z boczkiem”. To dopiero pomogło mi zrozumieć, co Bóg tak naprawdę mówi: że kura się zaangażowała w jajecznicę, ale świnia się poświęciła. I ten obraz dopiero do mnie przemówił. Zacząłem dziękować Bogu, że trzy miesiące mu zabrało, żebym zrozumiał, co chciał powiedzieć przez ten czas mojego zwolnienia. To mi pomogło też zrewidować, gdzie poświęcam czas, komu go poświęcam. To też chciałem przekazać uczestnikom Czwartego Muszkietera. Bo jak obserwujemy, jak rozmawiamy między sobą z ludźmi, to wielu z nas ten czas mogłoby wykorzystać dla rodziny, dla społeczności, dla kościoła, dla ludzi, którzy tego może bardziej potrzebują niż akurat firma, korporacja lub jakiekolwiek inne rzeczy, gdzie wiemy, że po prostu radzą sobie bez tego.

Bardzo ci dziękuję za tę historię. Dla mnie była bardzo ważna, rok temu próbowałem o niej dyskutować, broniąc tej pracy jako pasji. Ale razem doszliśmy do tego, że tu chodzi o równowagę, balans, proporcje, że warto to solidnie ze sobą przegadać. Pół roku minęło, spotkaliśmy się tym razem po drugiej stronie Polski, na północy, ja ponownie byłem uczestnikiem, a ty miałeś dobrą stację, bo ona była przed takim „krótkim” odcinkiem na plaży. Bogaty we wcześniejsze doświadczenie wiedziałem, czego się spodziewać, ten ostatni odcinek nie był dla mnie aż tak ciężki, moja głowa była na to gotowa. Ale wcześniej twoja wypowiedź była mocno związana z tym, co ja potem widziałem. Bo ja patrzyłem na plaży na gwieździste niebo, a nie w ciemną dal bez końca i było mi prościej. A twoja historia dotyczyła dwóch mężczyzn, którzy gdzie byli i na co patrzyli?

To niesamowita historia, do której też się przygotowywałem. Dwóch mężczyzn siedzi w celi więziennej. Mają małe okienko z kratą powyżej swojej głowy. Jeden z nich, widzi kratę, tę kratę, która symbolizuje codzienność, różne nasze boje, problemy, z którymi się borykamy, ale to powoduje w nim zgorzknienie, to powoduje w nim brak sensu życia. Ten drugi, jego współwięzień, mówi: „Wiesz co, ja widzę niebo, widzę gwiazdy, widzę słońce, to mi daje siłę do tego, żeby móc przetrwać czas, który mam teraz, ale widzę tę moją przyszłość zupełnie inaczej”. To mi pokazało, jak to jest, że dwoje ludzi w tym samym środowisku patrzy na to samo, ale myśli zupełnie co innego. Jeden myśli bardzo destrukcyjnie, a drugi bardzo rozwojowo. I to była dla mnie samego również bardzo duża lekcja. Nie tylko ty, Mariusz, bierzesz z tego, ale także ci, którzy mówią.

Użyłeś słowa „przygotowanie”. Jak wygląda twoje przygotowanie do Muszkietera – jako mówcy, gdy już ten wyjazdowy termin się zbliża?

Jeżeli dostaję tutaj rolę tego, który ma się podzielić z uczestnikami jako mówca, to zajmuje mi to około dwóch, trzech tygodni . Jak dostaniemy od Zbyszka tematy i wtedy jestem w stanie się na tym skupić, ale zostawiam to Bogu i czekam co On powie. Każdy z nas ma tutaj jakąś wolność, to jak później spotykamy się z na takich rozmowach jak z tobą, widzimy, że to działa w ludziach, że Bóg mówi: „To powiedz”. To mi też pozwala tak stanąć przed Bogiem, starać się wyciszyć, posłuchać Jego głosu. Co masz powiedzieć do tych, do których to ma dotrzeć. Później, jak już przyjeżdżam, Bóg mówi: dobra, idziemy w to, to będziemy mówić. I to jest piękne.

Co oznacza zwrot „czekam na temat od Zbyszka”?

Zbyszek jest niesamowitym liderem tej organizacji, myślę, że jego postawa, jego mądrość, zasady, które ma, powodują, że chcę tu przyjeżdżać, że jest to bardzo dobrze wykorzystane, że to jest czas, gdzie widzimy zmiany dziesiątek już mężczyzn na lepsze. Ja widzę w sobie zmianę, tak samo ty potwierdzasz, że ma to realny wpływ na twoje życie.

Zbyszek ma tutaj przygotowany plan, a staramy się go wypełnić przez te 72 godziny tak, żeby każdy z uczestników miał czas dla siebie, dla swoich przemyśleń, dla swojego czasu z Bogiem również.

Co twoim zdaniem jest szczególnego w tej formule, liderach, ludziach, którzy tutaj przyjeżdżają, że jest możliwa ta zmiana i na czym ona polega?

Jeżeli patrzę na swoje podejście do ról, które są mi przyznawane, to chyba takie poleganie na Bogu, że On wie, gdzie jesteśmy, wie, co mamy zrobić. On daje słowo. Kolejna zmiana, która może się tu dokonać, wynika z czasu walki z samym sobą, wtedy gdy idziesz jako uczestnik, świadomość tego, co mi wtedy pomogło. To, że jest bardzo dużo analogii do życia. Na przykład ja na pierwszego Muszkietera wziąłem tak ciężki plecak, że nie pamiętam nic z otaczającego krajobrazu, tylko nogi jednego ze współbraci. Szedłem za nim jak cień. Nic nie pamiętam. Ale to mi pokazało, że w życiu mam tak napchany plecak życiowy, że nie jestem w stanie zobaczyć nic dookoła – co się dzieje w domu, co się dzieje wśród znajomych – bo po prostu te moje problemy, moje obowiązki lub moje zaangażowanie nie pozwolą mi nawet podnieść głowy. I to mi pozwoliło zrewidować moje życie. Tak że to są te obszary zmian, gdzie widzę, że jako Czwarty Muszkieter możemy działać i na poziomie psychicznym, i duchowym. I również braterstwo, które mamy – to jest coś niesamowitego.

To braterstwo widzimy dobrze dzisiaj także przy tej drodze. Kolejne grupy przeszły obok nas. Pamiętasz, co było w twojej i jaka była z tego lekcja? Co wtedy oznaczał dla ciebie drugi, trzeci, czwarty facet?

To było niesamowite. Jak już miałem ten mój superciężki plecak, zamieniłem z jednym kolegą mój pięciokilowy śpiwór na karimatę. On to wziął, to była wielka pomoc. Ale to jak już nie możesz i są inni, którzy ci pomogą, to analogicznie jest w życiu: co chcemy zrobić, żebyśmy mogli mieć braci koło siebie. Żebyś miał jednego, dwóch, trzech braci koło siebie, do którego zawsze możesz przyjść, do którego możesz zawsze zadzwonić. Ty dla niego jesteś pomocą i on dla ciebie też. To później pozwoliło mi znaleźć kilku takich, do których mogę zadzwonić, jak przeżywam jakieś problemy albo nie wiem, co zadecydować, potrzebuję opinii. To jest niesamowite, że jesteśmy nie tylko braćmi na Czwartym Muszkieterze, ale także poza nim.

Uczymy się prosić o pomoc albo mówić, że jej potrzebujemy?

Tak, oczywiście. Dla nas chłopaków to nie jest takie proste, wyjść do kogoś i powiedzieć: „Wiesz co, weź mi pomóż, bo sobie nie radzę”. To jest lekcja myślę, której jako pierwszej  musimy się nauczyć. Tutaj tak samo: potrzebuję pomocy, nie mam siły, pomóżcie mi. Tak, tak, to jest to, co polecam.

Te nasze hasła: duma, honor, chyba lepiej trochę schować?

Dam radę, ja dam radę, ja to wszystko rozwiążę – lepiej to gdzieś zamrozić, zostawić to sobie na później, a nauczyć się nowych zdolności. Mam innych, ja mogę pomóc innym, ktoś inny może pomóc mi. Jestem otwarty na to, żeby widzieć też, że ktoś sobie nie radzi. Nie chcę być samcem alfa, mogę być samcem beta, i to nie jest żaden wstyd. To są piękne lekcje. Ciężkie dla niektórych. Widzę to tak samo, że są tacy, którzy sobie z tym nie radzą, ale później w niedzielę, kiedy mamy czas, żeby się tym podzielić. To są piękne historie, to jest coś, co trzeba przeżyć samemu. Kiedy po całym trudzie możemy przyjść i po prostu się podzielić niesamowitymi historiami. Wtedy ja się zastanawiam, kiedy ci ludzie to przeżyli?

Masz swoje historie, którymi się dzielisz, a chcę cię teraz spytać o jakąś historię, wspomnienie, wrażenie, osobę, moment, do którego najczęściej wracasz, gdy ktoś ci rzuci pytanie, hasło: 4 Muszkieter.

Po drugim Muszkieterze jako uczestnik wróciłem do domu i moja córka przyszła do mnie i powiedziała, że ona lubi, jak ja jeżdżę na Muszkietera, bo przyjeżdżam inny. I dlatego tu jestem. I mogę przyjechać inny do domu, żeby móc usłyszeć: zmieniasz się, pracujesz, rozwijasz się. To jest piękne.

To, co się dzieje z nami na Muszkieterze, może poprawić coś w naszej relacji rodzinnej lub w innej relacji z najbliższymi – nie każdy, kto tutaj przyjeżdża, jest w relacji małżeńskiej.

Tutaj masz czas, żeby zrewidować, gdzie jesteś

Tutaj masz czas, żeby zrewidować, gdzie jesteś. Widzisz, że idziesz przez las trochę czasu, nic się nie zmienia, męczysz się, ale przychodzą do głowy myśli z domu, i widzisz, że nieraz idziesz sam i nie chcesz nikomu nic mówić. Przeżywasz jakieś swoje bolączki, zostajesz z tym sam, gnuśniejesz, to wszystko ma wpływa na twój dom. Zamiast stanąć jako mężczyzna i rozwiązać, zapytać, porozmawiać, pomodlić się. To jest to, żeby to zrobić tutaj, to są właśnie te 72 godziny, gdzie masz czas, żeby sprawdzić, gdzie jesteś w tych relacjach, gdzie jesteś w relacjach z dziećmi, gdzie popełniasz błędy albo może czy jesteś za ostry, albo może zbyt surowo oceniasz? Staram się tak samo dla siebie uczyć tu takiej miłości, jaką Chrystus ma do mnie. Że Jego przebaczenie i dawanie kolejnych szans to jest coś, co powinno też charakteryzować mnie jako ojca dla moich dzieci.

Stoimy przy ruchliwej drodze, ja na nią na chwilę wpadłem z wizytą do ciebie. Raz na jakieś 20 minut przejdzie tutaj grupa, ale poza tym stoisz tutaj sam. Towarzyszy ci szum samochodów. Co robisz w tym czasie, kiedy czekasz?

To jest mój indywidualny Muszkieter z Panem Bogiem teraz. Mam wiele rzeczy do przedyskutowania, jak nie zostałem mówcą, zastanawiałem się, jak to będzie, ale to na tym skrzyżowaniu miałem się znaleźć, tu właśnie. Gdzie chcesz iść Krzysiek? Czy pójdziesz w las? Czy pójdziesz do góry? Chcę iść do góry. I to jest ten czas, gdzie mogę się pomodlić, mogę poczytać i mogę po prostu czekać na jego głos. Jestem gotowy na to, na jego wolę. Tu chcę ją przyjąć.

Żeby zerknęli na zespołowy GPS i samodzielnie razem przeszli przez trasę

Występujemy tu w różnych rolach, każdy w swojej. Masz na sobie odblaskową, żółtą kamizelkę – symbolicznie jak starszy pan przeprowadzający bezpiecznie dzieci na drugą stronę. Takie dzisiaj jest twoje zadanie – tych już trochę zmordowanych, lekko wkurzonych facetów ukierunkować, żeby zerknęli na zespołowy GPS i samodzielnie razem przeszli przez trasę i ruszyli pod górę, w dalszą drogę. Jak się czujesz w tym odblasku?

To jest moja nowa rola, uczę się jej. Z tym wskazywaniem drogi to raczej chciałbym, żeby wiedzieli, gdzie idą, ja bym chciał, żeby tylko zrobili to bezpiecznie. Trochę taka analogia jak  w życiu. Nie zawsze przejdziemy przez wszystkie drogi, przez piękne zebry. Musimy przejść albo przebiec, ale dobrze, żebyśmy to zrobili bezpiecznie i dobrze mieć wtedy tych braci, którzy pewne niebezpieczne miejsca ci wskażą, przez pewne niebezpieczne miejsca nawet cię przeprowadzą i że cię ostrzegą – po prostu tam nie wchodź, a od tego uciekaj. Dobre miejsce wybrali, dobre miejsce Zbyszek wybrał dla mnie.

Złapaliśmy się wczoraj wieczorem, ciesząc ze spotkania, z tego, że się widzimy, ale od razu wpadła też refleksja – tak, znowu się wpędziłem w jakiś wir przed tym wyjazdem. Trochę duchowe SPA mamy teraz tutaj, już jest ci lepiej? Już wiesz, że po tych trzech dniach będzie ci łatwiej wrócić tam do życia? Masz tam duże wyzwania, coś ekstremalnego? Co tam przed tobą w następnym tygodniu?

Myślę, że już wczoraj było dużo lepiej, jak tylko dojechaliśmy na miejsce, mogliśmy zobaczyć braci, którzy przyjeżdżają. Oczekiwać tych dobrych znaków, dla uczestników, ale też dla wolontariuszy, bo to działa tu i tu. A dzisiaj to jest takie supermiejsce tu, gdzie jestem. Mam tylko przeprowadzić przez drogę. Ale to jest też superczas dla mnie z Bogiem, że mogę do niego przyjść. O wszystkim, co będzie za tydzień, na razie nie myślę, na razie myślę o tym, że jestem tu i o czym mam z Nim jeszcze do porozmawiania albo o czym On chce ze mną rozmawiać. Chcę słuchać tego głosu.

Wrócę do jeszcze innego drogowskazu, jakim byłeś na poprzednim wyjeździe nad morze. Miałeś jako mówca ostatnią stację przed wyjściem na plażę i wypowiadałeś na koniec spotkania z grupami hasło, które stało się chyba kultowym z tego wyjazdu: „Lewo, prawo, plaża w prawo”. Następnego dnia miałeś jakieś reakcje od tych, których tak ładnie pokierowałeś?

Reakcje były dla mnie niesamowite i takie otwierające, bo pomimo że masz jasne instrukcje – bo ona była bardzo prosta – możesz nagle stracić wiarę po tych kilku chwilach już spędzonych na plaży, czy to było prawo, czy to było lewo? I to mi też pokazało, że Bóg mi daje proste instrukcje. Krzysiek, ty zrób to i to. A ja się zastanawiam, czy rzeczywiście Bóg tak powiedział. Zbierałem tego typu sygnały, że mimo jasnych instrukcji możemy nie trafić do celu.

Na zakończenie krótkie pytanie, prośba o jeszcze jedną, krótką instrukcję. Dlaczego warto wziąć udział w Ekstremalnym Weekendzie Charakteru?

Zmienia życie, zmienia podejście do życia i zmieni ciebie. To wszystko.

Droga do Kowar, 13 października 2023

Rozmawiał: Mariusz Walczak
Wsparcie redakcyjne: Marcelina Samek
Zdjęcia: Leszek Kluz
Grafika tytułowa: Ewa Milun-Walczak