„Trzeba postawić to wyzwanie, które sprawi, że ktoś wykona ten mały krok, którego nigdzie indziej nie zrobi”
Witam najbardziej rozpoznawalną postać Czwartego Muszkietera w granicach Polski (nie wiem, czy nie szerzej). Zbyszku, opowiedz, od czego u nas się zaczęło?
Muszę powiedzieć, że zaczęło się od Facebooka. Mój przyjaciel Henk Stoorvogel, Holender, opublikował zdjęcia, na których zobaczyłem jego, jego znajomych i dużo mężczyzn w takich miejscach dość dziwnych dla niego. Zobaczyłem wiele emocji na tych zdjęciach, dużo męskiego potu i brudu, więc wziąłem telefon, wykręciłem jego numer. Pytam się: „Henk, co się dzieje?”, a on odpowiada:„Chcesz wiedzieć?”, a ja mówię: „Tak”, „No to przyjedź i zobacz”. To był 2013 rok, kiedy zmontowałem ekipę czterech Polaków i pojechaliśmy na Ekstremalny Weekend Charakteru do Belgii. Holendrzy nie robili wtedy nic u siebie, organizowali wydarzenie w Ardenach. To było takie otwierające oczy doświadczenie.
Przeżyłeś to i co dalej? Poniosło cię, żeby sprowadzić to wydarzenie do Polski?
Już po pierwszym dość trudnym dniu na Ekstremalnym Weekendzie Charakteru wiedziałem, że tak musi być, a po ostatnim już szczególnie. Zaczęliśmy więc o tym rozmawiać, szukać rozwiązań i próbować. Zaczęło się od porażki. Mieliśmy nadzieję, że zrobimy własną, pierwszą edycję już w październiku 2014 roku, ale nam nie wyszło. Dopiero kolejna, wiosenna próba była skuteczna. Od tego czasu realizujemy dwie edycje każdego roku. I tak myślę, że to jest dopiero początek.
Dobrze, że powiedziałeś, że sam masz wyprawę za sobą, to nikt nie będzie się wściekał, że tylko sprowadzasz ludzi na trasę, wymyślasz różne trudne zadania, przeprawy. A skoro już wywołałem kwestie przygód, zapytam o te, które z nich najlepiej pamiętasz. Jakie zdarzenie budzi największe emocje do tej pory?
Och, tego jest wiele, takie zabawne historie. Oto jedna z nich. Rozpoczynamy drugą edycję Ekstremalnego Weekendu Charakteru – jeszcze w Beskidach – jesteśmy na parkingu. Gdzieś o godzinie osiemnastej ktoś do mnie dzwoni – to znajomy pyta, czy możemy przyjąć jeszcze dwóch ludzi. Mówię, że jeśli mają sprzęt, to czemu nie? Dokładnie to był ojciec i dwóch synów, pochodzili ze Śląska, więc nie mieli do nas daleko. Powiedzieli, że zdążą, wyrobią się, na dziewiątą będą. Skoczyli szybko do sklepu sportowego i kupili sprzęt. Dołączyli do nas. W tamtej edycji było trochę deszczowo. Drugiej nocy przychodzi właśnie ta trójka i mówi: „Wiesz co, my to musimy coś zrobić, chyba zrezygnować, bo jedyną suchą rzeczą, jaką mamy, jest butla gazowa. Sprzęt przez nas kupiony szybko okazał się niewystarczalny”. Szczęśliwie zostali do końca, pożyczyli namiot i sprzęt od innych, znaleźli suche miejsce, ukończyli całe wydarzenie i było super.
Jedyną suchą rzeczą, jaką mamy, jest butla gazowa
Inna, najbardziej emocjonująca sytuacja wspominana do dzisiaj jest związana z orkanem Ksawery, który przeszedł przez Karkonosze, kiedy mieliśmy właśnie jedną z naszych edycji weekendu. Położenie było dość trudne, dlatego że wiał bardzo mocny wiatr, co tworzyło wyjątkowe okoliczności. Całe szczęście, że uczestnicy sami zapanowali nad sytuacją. Karkonosze mają dużo schronisk i nasi panowie, na słowo honoru, na numer dowodu osobistego (bo nie mieli portfeli, nie mieli kart) zostali przyjęci w schroniskach. Przenocowali tę noc i o dziwo drugiego dnia dotarli na nasze obozowisko – mogliśmy kontynuować program. Wiele historii z tej nocy do tej pory jest wspominanych w różnych schroniskach, w różnych miejscach, gdzie ci mężczyźni przebywali. Nikomu nic się nie stało, a było całkiem „muszkieterowo”.
Nikomu nic się nie stało podczas akcji, w której byłeś liderem. Miałeś swój zespół i ciągnąłeś wagonik z odpowiedzialnością. Z drugiej strony, trochę sam takie sytuacje w tym programie prowokujesz, kreujesz czasem to „ryzyko”. Jak się z tym czujesz, jak sobie radzisz z odpowiedzialnością? Przecież nie ma siły, żeby jakaś presja do ciebie nie zaglądała.
Radzę sobie, jak widać. Myślę, że to nie jest prosta rzecz, szczególnie branie odpowiedzialności za ludzi. Czym innym jest decyzja, co będziesz robił sam, a czym innym jest wysłanie setki ludzi gdzieś, gdzie człowiek idąc chodnikiem, może się potknąć i zrobić sobie krzywdę. Ale to właśnie z drugiej strony jest część męskości, część tego wyzwania – żeby nie bać się brać na siebie odpowiedzialności. W związku z tym myślę, że trzeba umieć radzić sobie ze stresem.
Program, który realizowany jest na weekendach charakteru, wymaga dość dużego wysiłku fizycznego i to pomaga zbić z organizmu ten stres, który jest związany z tym, czy wszystko pójdzie dobrze. Natomiast o wiele większy stres związany jest z zarządzaniem ludźmi, kiedy tak jak tu widzisz, jest zespół ludzi i w momencie gdy coś w tym zespole zaczyna nie działać, czy zaczyna szwankować, czy ktoś gdzieś czegoś zapomniał, nie zrobił, to wywołane emocje i obawy, że kolejny punkt zostanie zawalony, sprawiają, że poziom tego stresu jest duży. Czasami może większy niż troska o uczestników, w przypadku których niektóre rzeczy są ryzykowne, ale to jest w granicach pewnego przewidzianego ryzyka, bo wszystko, co uczestnicy robią, zostało przetestowane na własnej skórze przez wolontariuszy. Raczej jesteśmy w stanie ocenić to ryzyko i dostosować się do panujących warunków. To nie jest tak, że wszystko i wszędzie wszyscy zrobią, ale trzeba postawić to wyzwanie, które sprawi, że ktoś wykona ten mały krok, którego nigdzie indziej nie zrobi. Bo o to w tym wszystkim chodzi.
Przejdę do pewnej wizji z zeszłego roku. Sobotni poranek, dostałem wcześniej niezły wycisk, za co byłem na was – organizatorów – bardzo zły. Twoja ekipa zrywa nas na rozruch, musztruje, woła na polanę, na której mamy robić pompki, a gdzieś tam na łące, kawałek dalej, w bezpiecznej odległości, 100 może 200 metrów z góry, zobaczyłem wyluzowanego, spokojnego człowieka, który stoi i patrzy na to wszystko. Tak jakby oddał w zaufanie wszystko swoim ludziom. Odnoszę to spostrzeżenie do twojego podejścia do zespołu, z jakim pracujesz, jaki zbudowałeś. Przez kilka lat pozyskałeś kilka filarów, na które możesz liczyć. Przybywają też nowe. Co możesz o tym powiedzieć?
To jest największa i najcenniejsza wartość całego projektu, tego ruchu. Na tym się on opiera. Wszystko zaczyna się od tego, żeby przyjechać, zobaczyć, doświadczyć, przeżyć i dołączyć. Rzeczywiście dzieją się niezwykłe rzeczy, że przychodzą osoby utalentowane, obdarowane. Na tym polega siła zespołu, że masz wiele różnych części, które poskładane razem są takim monolitem i dają ten „power”. Z drugiej strony to jest odpowiedzialność lidera, żeby umieć poskładać te wszystkie klocki, powkładać tam, gdzie należy, wyczuć, co działa jak najlepiej i wtedy jest ten luz i spokój, masz pewność, że będzie radość z tego faktu.
A to, że ktoś z uczestników któregoś dnia w czasie weekendu charakteru pała pewnymi emocjami negatywnymi, jest przewidziane w rozkładzie. Wiemy, że na końcu będzie to całkiem inna reakcja. W większości przypadków oczywiście nie każdy będzie musiał być tutaj szczęśliwy, ale doświadczenia są takie, że to, co przeżyje, zostaje w nim i to, co z tym zrobi, to jest też jego odpowiedzialność. Dajemy pewną podstawę, pewną zachętę, możemy wesprzeć, ale nie zmusimy nikogo do tego, żeby podejmował kolejne kroki.
Wspaniale jest widzieć, jak potrafimy współpracować, jak unikać tego, co np. dzieli nasze społeczeństwo
Wracając do zespołu, praca z nim jest przyjemnością. Niezwykłe jest to, co się dzieje, jeśli chodzi o Czwartego Muszkietera, bo mamy ludzi z różnych środowisk, z różnych miejsc, z różnych profesji, z różnym bagażem doświadczeń i życiowym, rodzinnym. Wspaniale jest widzieć, jak potrafimy współpracować, jak unikać tego, co np. dzieli nasze społeczeństwo. Wypracować taką formę, żeby jednak szukać czegoś większego. To jest niezwykłe, to jest naprawdę wielki dar.
Wyczuwasz i widzisz to, że dajesz tym ludziom, temu zespołowi poczucie bezpieczeństwa, nawet wtedy, gdy stoisz czasem kawałek dalej, poszedłeś wcześniej do przodu?
Oczywiście i myślę, że to jest konieczne. Bo jak coś zaczynasz i jesteś tzw. ojcem projektu, to oczywiste jest, że nikt nie chce tak za bardzo zajmować tutaj stanowiska, więc lepiej się przygotować i usunąć, tak żeby stworzyć tę przestrzeń. Lepiej to pozostawić niż stać, patrzeć i coś powiedzieć, a to jest wtedy odbierane jako ten największy autorytet. Więc to jest pewna umiejętność, którą nabyłem też dzięki Muszkieterowi.
To, co widzimy w Polsce, dzieje się też na świecie. Ta społeczność mężczyzn, którzy w różnych krajach realizują ten sam projekt, jest też różnorodna, bo dochodzą różnice kulturowe, ekonomiczne i związane z odmienną narodowością. A jednak ta wspólna wizja, wspólne wartości sprawiają, że kiedy się spotkamy, to jesteśmy razem i wspólnie jesteśmy w stanie zrobić wiele rzeczy.
Pozostańmy zatem przy tym, co nas łączy. Dwadzieścia dwa kraje na całym świecie realizujące ten program. Widać, że wszystkie łączy ten sam kolor, ten sam znak – czwórka, flagi itp. To widoczne, wspólne symbole. Co się za nimi kryje i jakie są też różnice?
Takimi podstawowymi wartościami Muszkietera są: przygoda, inspiracja, stworzenie przestrzeni dla rozwoju ducha, umysłu i ciała mężczyzny oraz braterstwo. Myślę, że braterstwo plus przygoda to są te najważniejsze. Oznaczają, że po prostu jako faceci chcemy wspólnie coś przeżyć. Nie dla samej idei, tylko dlatego, żeby pobudzić męskiego ducha do odważnego życia, do życia, które będzie miało znaczenie i sprawi, że faceci będą realizowali tę misję, do której są powołani na tym świecie. Do tego, aby to oni nadawali ton sytuacjom w ten pozytywny sposób i brali odpowiedzialność za różnego rodzaju wydarzenia. Nie obrażali się, nie szukali winnych, tylko byli tymi, którzy powiedzą: „OK, zrobimy to, ja jestem na przedzie, ja biorę za to odpowiedzialność”. To nas łączy.
Podstawowymi wartościami Muszkietera są: przygoda, inspiracja, stworzenie przestrzeni dla rozwoju ducha, umysłu i ciała mężczyzny oraz braterstwo
A różnice są wielkie. Zacznę od takiego śmiesznego przykładu kulturowego. Jedno z naszych pierwszych spotkań ruchu Czwartego Muszkietera – międzynarodowe spotkanie w Holandii. Zaproszono nas tam zespołami czteroosobowymi z różnych krajów i poproszono, żebyśmy przyjechali także z jakimś własnym przebraniem muszkieterskim. Z jednego z naszych krajów afrykańskich, RPA, chłopaki mieli superprzebranie, czyli coś zawiązanego na kroczu i tyle. Wszyscy byli w szoku, a szczególnie panie, które nieopodal w pensjonacie dla staruszek mieszkały i patrzyły z okien na to, co tam się u nas wyrabia. Taka śmieszna historia.
Są różnice kulturowe, które są normalne, bo różne kraje w różny sposób podchodzą do danych tematów. Taka prosta różnica jest związana z szerokością geograficzną, na której mieszkamy. Nasze polskie weekendy zawsze są znane z tego, że jeśli ma się zepsuć pogoda, to znaczy, że muszkieterowie wyjeżdżają na Ekstremalny Weekend Charakteru – np. w kwietniu pada śnieg i jesteśmy pługiem, który odsypuje wszystko (ostatnio to się lekko zmienia). To np. dla Egipcjan, którzy swój weekend charakteru mają na pustyni, jest nie do pomyślenia. Nasze spanie w namiotach pod śniegiem – jak wielokrotnie się zdarzało – przeraża południowców, trudno im to sobie wyobrazić.
Podejście do tego, co mamy jako prowiant do jedzenia, też jest różne. Kiedy u nas rozpoczynamy weekend w czwartek, dystrybuujemy pakiety żywnościowe, które mają wystarczyć do soboty, a w jednym z krajów już w czwartek o północy ktoś pytał, co on będzie jadł jutro rano, bo to, co dostał, to było dla niego za mało. Takie rzeczy także mają miejsce.
Widzimy bardzo duże różnice związane z pewnymi cechami narodowymi. Urodziliśmy się tu, gdzie się urodziliśmy i pewne rzeczy nabywamy, czy nam się to podoba, czy nie. Jest wielka różnica między naszym podejściem do prawa, a powiedzmy innymi częściami zachodniej Europy czy Stanów Zjednoczonych – do traktowania słowa, prowadzących czy też do jakiejś części tego wydarzenia.
Jak my w tym światowym gronie wypadamy?
My jesteśmy gdzieś tak po środku, pomiędzy tym wschodem i zachodem, czyli finalnie zrobimy to, ale potrzebujemy być przekonanymi do tego, żeby jednak wzbudzić tę energię i argumentacja też musi być odpowiednia. Nie można pójść tak „po bandzie”, bo łatwo wpaść na mieliznę różnych emocjonalnych reakcji i wtedy zaczynają się problemy.
Wiemy już, jakie mamy przykładowe różnice między innymi krajami. Skupmy się ponownie na naszym krajowym wydaniu. Było już sporo wydarzeń, zebrało się sporo historii. Po tylu różnych akcjach, które przeżyłeś, masz coś, do czego chętnie wracasz i stanowi to dla ciebie motywację do dalszego działania, kreowania?
Jedna rzecz, która się tutaj nie nudzi, to widzieć, jakie przemiany zachodzą w życiu mężczyzn. Jedne są krótkotrwałe, ale wiele jest długotrwałych, powiedziałbym nawet trwałych, już niezmiennych w różnych obszarach życia męskiego. To jest takie piękne.
Przykład – nasz triathlonista, maratończyk, którym się tak chlubimy – przyjechał na pierwszy weekend charakteru ze zbyt ciężkim plecakiem, bo nie wierzył, że to, co piszemy na liście, wystarczy. On wiedział lepiej i doświadczył, co to znaczy nie słuchać i co to znaczy mieć za ciężki bagaż. Ale to, czego doznał, sprawiło, że odkrył pasję w swoim życiu, o jakiej nie wiedział, jaką jest bieganie, jaką jest sport. To jest teraz dla niego naturalna rzecz. Jakiś czas temu przebiegłem z nim maraton – a on przebiegł trasę, niosąc flagi na plecach, cały czas rozmawiając. Jest niezwykłą osobą. Ale są też przemiany charakterologiczne związane z uporządkowaniem życia, pewnych relacji, które gdzieś zostały naruszone na przestrzeni lat – i to jest niezwykłe. Do tego też wzywamy. Czy też widok zapłakanych mężczyzn, którzy klęczą i nocą po raz pierwszy w życiu modlą się o swoją rodzinę. Mam kilka takich obrazów i to jest niezwykłe dlatego, bo pokazuje, że nasz przekaz jest taki, jaki chcemy, to znaczy dotyka on i ciała, i umysłu, i ducha. Tutaj takie zdarzenia i przemiany mają miejsce.
Jedna rzecz, która się tutaj nie nudzi, to widzieć, jakie przemiany zachodzą w życiu mężczyzn
Przy tej okazji warto wspomnieć o pewnym uczestniku weekendu charakteru, który namacalnie doświadczył przemian w swoim życiu, co doprowadziło go razem z żoną do niezwykłej i szlachetnej decyzji, aby adoptować dziecko. Dziecko z dużymi potrzebami, ale patrząc z perspektywy kilku lat, ta mała dziewczynka nie mogła trafić lepiej. To taki inny przykład, że poważnie traktujemy wezwanie aby służyć, tym blisko nam, jak i tym, których jeszcze nie znamy.
Do tego dochodzi sprawa wolontariuszy. To są osoby, które niosą ciężar zarówno kosztów finansowych i czasowych, zaangażowania. Nikt ich do tego nie może zmusić, ale chcą. Chcą, bo to pokazuje wartość, jaką tutaj dodajemy, bo tak naprawdę to my stwarzamy warunki do pewnej przemiany. Ta ma miejsce wtedy, kiedy w tych warunkach ktoś powie „tak”. Ponieważ tak się dzieje, ja bym był szczęśliwy, gdyby każdy weekend był weekendem charakteru. Żebyśmy widzieli rzeszę mężczyzn, którzy doświadczają tego typu przeżyć.
Uśmiecham się na wspomnienie, gdy po jednym z weekendów charakteru jeden z pracowników korporacji w Warszawie powiedział mi tak: „No jedna rzecz zmieniła się u mnie w życiu”. Kiedy wychodzę teraz z biurowca na lunch, nie patrzę, jaka jest pogoda, nie przejmuję się tym tak jak kiedyś. Wcześniej spojrzałem do telefonu i jak ma zaczynać padać, od razu szukam parasola. Teraz po prostu wychodzę i mam radość”. Jeśli to jest tylko coś takiego, to też warto, żeby pokazać, że można inaczej.
Słowo „wizja” pada kilka razy w naszych rozmowach. Jest też „wizja” Czwartego Muszkietera. Możesz nam przybliżyć przywoływany często obraz muszkieterowego miliona?
Zanim o milionie – generalnie mamy pewien obraz w ruchu na całym świecie. Ta wizja, ten obraz jest taki, że chcemy pomalować świat na czerwono. To męska czerwień, niezwiązana z jakąkolwiek ideologią polityczną, ale właśnie widoczna na tej koszulce, którą masa mężczyzn ubiera jako świadectwo tego, że chcą żyć życiem dla innych, nie dla siebie. I z tego wynika fakt, że chcielibyśmy, aby w Polsce przynajmniej jeden milion mężczyzn doświadczył i był uczestnikiem Ekstremalnego Weekendu Charakteru. Po to, żeby to, co robimy, dotarło również do szerokich mas. Bo wierzymy, że wtedy mamy wpływ na cały kraj. Nie my, nie chodzi, że Czwarty Muszkieter tutaj coś potrzebuje robić, ale w pozytywny sposób są dotknięte rodziny, relacje z najbliższymi, to jest żona, to są dzieci, to są rodzice. A przede wszystkim zależy nam na właściwym obrazie mężczyzny, który żyje odważnie, nie poddaje się bierności, wypełnia swoje obowiązki, przewodzi i myśli o dziedzictwie dla innych, a nie o samozadowoleniu. Bo dzięki temu będziemy mieli innych ludzi w polityce, innych ludzi w biznesie, innych ludzi w sporcie, innych ludzi zajmujących się prawem – wszędzie. To będzie czyniło tę pozytywną różnicę, której beneficjentami będą wszyscy, ponieważ nastąpi zmiana. To jest nasze marzenie, a w tym marzeniu nie zapominamy o fundamencie, którą jest osoba Jezusa Chrystusa, relacja z nim, jak również osobiste doświadczenie więzi z Nim. Poprzez poznanie dobrej nowiny, którą Pan Bóg ma dla człowieka, i doświadczeniu mocy przebaczenia oraz siły do przemiany.
Wyjaśnijmy jeszcze jedną, tytułową zagadkę. Skąd nazwa: Muszkieter, a nie np. nasz rodzimy husarz?
Historia prawdziwa polega na tym, że czwórka przyjaciół holenderskich, która kiedyś razem pracowała w jednej organizacji, rozeszła się i nie miała już możliwości stałego kontaktu. Pewnego dnia spotkali się u jednego z nich – u wspomnianego wcześniej Henka – i zaczęli trochę narzekać na to, jak to im teraz ciężko wspólnie coś zrobić, przebywać razem, mieć częstszy kontakt, jak to było kiedyś wcześniej.
Zróbcie coś razem dla facetów i będziecie mieli wtedy wymówkę żeby pobyć razem, zrobić coś dobrego i jeszcze mieć wpływ na innych
Zawsze z uśmiechem podchodzę do tej historii, bo jak znamy Holandię, można by ją przejechać pociągiem w dwie godziny wzdłuż i wszerz, więc mówienie, że mieli do siebie daleko, jest trochę takie lokalne. Przysłuchiwała się tej rozmowie i temu narzekaniu żona Henka. Rzuciła im hasło: „Słuchajcie, jak tak narzekacie, to zróbcie coś razem dla facetów i będziecie mieli wtedy wymówkę żeby pobyć razem, zrobić coś dobrego i jeszcze mieć wpływ na innych”. I tak zaczęły się prace nad tym. Skoro było ich czterech, gdzieś wrócili do historii książkowej o trzech muszkieterach, gdzie był i ten czwarty, który też chciał nim zostać. Dołączono to też do tej koncepcji związanej z chrześcijaństwem. Ładna jest właśnie paralela muszkieterów, którzy służyli dla króla i byli jego ochroną, walczyli dla niego, do ich przeniesienia na współczesny świat, do mężczyzn, których też chcemy wzywać do tego, żeby żyli dla króla, którym jest Jezus.
Czas już na klamerkę zamykającą naszą rozmowę. Dlaczego warto przyjechać na Ekstremalny Weekend Charakteru?
Warto wziąć udział w Ekstremalnym Weekendzie Charakteru z tego powodu, że rzeczywiście jest się w środowisku, które na co dzień trudno znaleźć. To jest miejsce, w którym życie nabiera barw, nabiera kolorów, chociaż może na początku boleć. Ale celem tego też jest zmiana, która będzie na lepsze. Odkryjesz o sobie na pewno coś, czego nie byłeś świadom, a też zobaczysz coś niezwykłego. Coś o czym marzą faceci – zobaczyć tak na żywo braterstwo wśród mężczyzn. Braterstwo, które jest po to, żeby sobie pomagać, służyć i wspierać siebie nawzajem. I to też trwa po weekendach charakteru.
Przełęcz Kowarska, 13 października 2023 r.
Rozmawiał: Mariusz Walczak
Wsparcie redakcyjne: Marcelina Samek
Zdjęcia: Leszek Kluz
Grafika tytułowa: Ewa Milun-Walczak