„W tych zmaganiach ty dojdziesz do tego co jest źródłem twojego problemu i zaczniesz nad tym pracować i do tego będziesz próbował tej wspólnoty dalej”
Droga na Ekstremalny Weekend Charakteru Czwartego Muszkietera. Jesteśmy na autostradzie razem z Piotrkiem, który mnie wciągnął w całe to zamieszanie. Próbował przez kilka lat, ja zawsze miałem wymówkę. Piotrek, a jaki był twój początek. Jak trafiłeś na swojego pierwszego muszkietera?
To był rok 2016. Nasz wspólny znajomy Zbyszek, który ściągnął ruch Muszkietera na nasze podwórko od Holendrów rok wcześniej, i który szykował się do organizacji kolejnego Ekstremalnego Weekendu Charakteru, wspomniał, że jest taka impreza, którą wypadałoby przynajmniej raz w życiu zaliczyć. Później zadziałał Facebook oraz zdjęcia i relacje facetów chodzących po górach z dużymi plecakami. Potem jeszcze inny znajomy oznajmił, że robi ekipę na wyjazd muszkieterowy i zapytał czy nie chciałbym dołączyć. Także sposób na wciągnięcie mnie w tę w imprezę był dosyć prosty – zachęta dwóch znajomych osób, z których jeden ją organizował, a drugi już wcześniej był, ale chciał przeżyć to szaleństwo jeszcze raz. A że lubię ruch, fizyczne wyzwania i pogawędki na szlakach, to po prostu dałem się wciągnąć.
Czy było coś poza tym co zobaczyłeś na zdjęciach, co stanowiło dodatkową zachętę w ich przekazie? O czymś opowiadali, coś obiecywali – formułę, towarzystwo?
Pamiętam Łukasza, który mówił, że przeżył trudne fizyczne zmaganie. Opowiadał o tym, że w ogóle źle się spakował i jak to nie chciał słuchać i skorzystać z sugerowanej mu przez organizatora listy do spakowania. On sam stwierdził, że spakuje się po swojemu. W efekcie zamiast kończyć ten weekend w butach górskich, kończył go w klapkach. Natomiast szybko się nauczył, że osuszanie sobie butów i trzymanie ich zbyt blisko ogniska nie jest dobrym pomysłem. Wydało mi się to zabawne, ale przy okazji okrasił to jeszcze innymi opowieściami na temat tego weekendu. Wspominał, że wyzwania fizyczne czy wymagające warunki pogodowe niekiedy były dobijające. Później, samemu będąc na XCC, przekonałem się, że na temat warunków pogodowych się nie dyskutuje – raz są lepsze, raz są gorsze. Natomiast mimo tych trudności, Łukasz z jakiegoś powodu chciał tam wrócić. Myślę, że fakt, że jesteś przypisany do zespołu facetów i to, że w luźnej atmosferze masz okazję pogadać sobie na szlaku – czasami o drobiazgach, czasami o głębszych tematach, sprawiają, że zaczynasz dostrzegać wartość wyrwania się z domu i przeżycia wspólnej przygody – przygody, w której czekają na ciebie zarówno wyzwania, jak i zmagania – fizyczne i mentalne. Zatem ja byłem gotowy, żeby wyrwać się na coś takiego.
Jakie zatem były twoje pierwsze 72 godziny? Jakieś szczególne wspomnienia, wrażenia? Jak to dzisiaj odczuwasz? Co stamtąd było, jest dla ciebie ważne? A może nie było nic ważnego?
Pamiętam, że trafiliśmy na trudne warunki pogodowe. To był kwiecień, a XCC odbywa się w górach Izerskich. Co pamiętam? Wspólną wędrówkę z chłopakami, różne rozmowy – o rodzinie, sporcie, żarciki, śmiechy a nawet kłótnie. Tak, tak! Do dziś pamiętam spieranie się z moim przyjacielem o poglądy polityczne (do niczego owocnego akurat nie doszliśmy w tych rozmowach). Szczególnie też, zapamiętałem nasz ostatni poranek na XCC, kiedy to obudziliśmy się, a wokół nas, wokół namiotu leżała świeża, 20 cm warstwa śniegu. Z kolei, będąc już na parkingu i szykując się do powrotu, spostrzegłem, że nie mieliśmy już ani jednej rzeczy suchej, czy to na sobie, czy to w plecakach. Z moim/naszym przygotowaniem do XCC też było ciekawie. Mój przyjaciel zapewnił mnie, że namiot który miałem z nim dzielić, był namiotem dwuosobowym, przynajmniej według jego zapewnień. I faktycznie, mogliśmy się do niego razem zmieścić, ale już nic innego (w tym nasze torby musiały pozostać na zewnątrz).
Wróciłem z tego weekendu zachęcony do tego by nie zostawać sam ze swoimi problemami
I tego poranka, jak spadł ten śnieg, obudziliśmy się jakoś wcześniej – było zimno, i nie za bardzo mogliśmy spać. Prowadziliśmy wtedy długą rozmowę, dzieląc się naszymi zmaganiami ojcowskimi. Później okazało się, że dla mojego znajomego te rozmówki okazały się rewolucyjne i wyjaśniły mu kilka istotnych kwestii związanych z wychowaniem dzieci i ojcostwem.
Mi o tyle pomógł, że rzeczywiście, wróciłem z tego weekendu zachęcony do tego by nie zostawać sam ze swoimi problemami. Wydawało mi się, że jestem dosyć silnym facetem (chodź czasami moje męskie ego nadal nakazuje mi tak myśleć), ale kiedy przebywamy we wspólnocie facetów, którzy chcieliby czegoś więcej w swoim życiu i są otwarci, żeby dzielić się swoimi zmaganiami i że jednak nie ze wszystkim muszą dawać sobie radę, wówczas następuje moment przełomowy.
Wróćmy do etapu przygotowań do tego pierwszego wyjazdu. Wspomniałeś o rodzinie, o małżonce. Jaka była jej reakcja na to, że wybierasz się na taką akcję. Czy łatwo było się do tego wyjazdu przygotować, skomunikować, że będziesz poza kontaktem, będziesz miał wyłączony telefon, zostawiasz małżonkę na ten czas samą z dzieciakami, na te kilka dni. Jak wyglądał ten początek?
Akurat wyjazd na XCC moja małżonka odebrała bardzo pozytywnie. Ale, tamten okres raczej nie był taki ciekawy…no dobra, w zasadzie to był nieciekawy okres w naszym życiu małżeńskim. Właśnie w tamtym okresie, pewnego dnia, żona powiedziała mi, że ona nawet się cieszy jak mnie nie ma. Chodziło jej o to, że nawet jak jestem w domu, to jestem nieobecny. Z kolei kiedy mnie nie ma, to według niej, jest w stanie lepiej zaplanować sobie pewne rzeczy niż oczekiwać ode mnie jakiejś pomocy. Później jeszcze dodała, że chętnie się zacznie pakować i pojedzie do rodziców z dziećmi, bo wtedy ja będę miał święty spokój, żeby robić to co chcę. Stąd też przesłaniem w tym wszystkim jest to, że – no właśnie – jak to jest, że my faceci, kiedy jesteśmy przekonani, że angażujemy się w życie rodzinne, małżeńskie czy zaopatrujemy nasze rodziny finansowo, to jednak wychodzą pewne rzeczy, które z perspektywy żon wyglądają zupełnie inaczej. Ich obraz rzeczywistości jest zupełnie inny niż nasz.
Jak wrócę będę odświeżony, zachęcony i gotowy żeby lepiej słuchać, dzielić obowiązki i zmagania życia codziennego
Jak to się dzieje, że kiedy my jesteśmy przekonani, że jesteśmy obecni i zaangażowani, nasze żony myślą coś zupełnie przeciwnego? No to było mało fajne, żeby to usłyszeć, żeby nie powiedzieć, że dla mnie była to osobista porażka. Wejście w buty (rolę) męża-faceta, który jest blisko, wspiera, pomaga, angażuje się, wrzuci naczynia do zmywarki i jeśli trzeba zawiezie dzieciaki na zajęcia sportowe zajęło mi trochę czasu. W zasadzie to do tej pory muszę być czujnym i uważać, żeby zarówno moja praca, wyjazdy służbowe nie stawały się moją odskocznią i usprawiedliwianiem się od obowiązków rodzinnych i domowych. Ale z drugiej strony jestem świadomy tego, że potrzebuję tego wyrwania się. Na tym etapie naszego małżeństwa, żona wie, że jak wrócę będę odświeżony, zachęcony i gotowy żeby lepiej słuchać, dzielić obowiązki i zmagania życia codziennego. Zamykając ten wątek sądzę, że siedem lat temu pozytywnie patrzyła i teraz jak jeżdżę jako wolontariusz, to nadal patrzy na te moje “wypady” pozytywnie.
Przed chwilą wspomniałeś o tym, że już występujesz w innej roli. Skupmy się więc teraz na niej, na udziale jako wolontariusz. Na czym polega ta misja i czym się różni od życia uczestnika?
Różni się tym, że wiesz co ciebie czeka. Masz plan rozpisany na cały weekend, wiesz jak etapy wolontariatu są rozpisane, masz przydzieloną określoną rolę. Natomiast jak jesteś na weekendzie jako uczestnik jesteś tym szeregowcem, który po prostu słucha, musi zaufać „autorytetom”, tym wolontariuszom którzy organizują to i prowadzą ciebie, ale prowadzą ciebie tak, żebyś dobrze przeżył ten weekend i nauczył się czegoś. Także to jest żadna ujma słuchać tych „autorytetów”. Akurat byłem po jednej i po drugiej stronie, mam dobre doświadczenia i tu i tu.
Jedziemy tam, nie po to żeby każdy z nas błyszczał i został gwiazdą, ale żeby służyć
Na wolontariacie to co jest super, to jest to, że jesteś jakby w tej „Kompanii Braci”, wspólnie dążycie do określonego celu żeby uczestnicy byli zaopiekowani, żeby dobrze przeżyli ten czas. Nie chcę zdradzać szczegółów tego co robimy, ale te wszystkie aktywności kształtujemy tak, żeby były w nich wyzwania, ale żeby była też dobra zabawa i taka społeczność. Tutaj to wymaga pracy od strony wszystkich, tak żeby o to zadbać. Przede wszystkim jedziemy tam, nie po to żeby każdy z nas błyszczał i został gwiazdą, ale żeby służyć, służyć tym uczestnikom i służyć sobie wzajemnie.
Zarówno po jednej jak i po drugiej stronie ma się ten aspekt społecznościowy. Natomiast to co jest dla mnie tak przynaglające ze strony tego wolontariatu, to że wiesz co się dzieje od początku do końca i że musisz w jakiś sposób dostosować się w tej dwudziestoparo osobowej ekipie wolontariuszy, żeby wiedzieć jak sobie służyć, ale również porozwijać się w różnych rolach, do których zostajesz przypisany.
Jedziesz też teraz ponownie w dodatkowej, przypisanej dodatkowej roli, w której miałem okazję już wcześniej poznać cię na szlaku, roli mówcy, naprowadzającego na przemyślenie wybranej, męskiej sfery życia. Z jakim przesłaniem, z jaką „sferą” jedziesz teraz, którą będziesz dzielił się z uczestnikami 4-go Muszkietera?
Tak, mamy tzw. mówców, na których stety-niestety każdy uczestnik musi wpaść w trakcie tej wędrówki. Tak to jest skonstruowane. Bez zdradzania szczegółów mogę teraz tylko powiedzieć, że na pewnych etapach długiego piątkowego spaceru uczestnik zatrzymuje się na wyznaczonych postojach, w trakcie których ma okazje wysłuchać inspirującego, życiowego przesłania, które następnie może sobie sam przemyśleć lub omówić w dalszych etapach wędrówki z kimś z zespołu. Moim przesłaniem będzie właśnie kwestia, o której już wcześniej ci wspominałem. A do jakich rozwiązań to doprowadziło, to już tylko uczestnicy będą mogli ode mnie usłyszeć i się przekonać.
Przed nami jeszcze długa droga, ale spróbujmy pomału kończyć jej etap związany z naszą rozmową. Piotrek, bazując na dotychczasowych doświadczeniach, czym dla ciebie jest dzisiaj Czwarty Muszkieter?
Przede wszystkim to jest ruch facetów, którzy albo doświadczyli, albo doświadczą jakiejś przemiany na poziomie serca i umysłu. Często powtarzamy nawet to, że dystans jaki mamy do przejścia na XCC to tylko to 30 cm czyli dystans między naszym umysłem a sercem. Faktycznie to jest to, co charakteryzuje ten ruch, to jest przejście tego dystansu -żeby zobaczyć i przejść przez ten trudny, fizyczny wysiłek, żeby dostrzec, że mamy jakąś potrzebę i wiedzieć jak ją nazwać, jak ją scharakteryzować i jak zatroszczyć się o te potrzeby. Żeby naprawdę być facetami jakimi Bóg nas stworzył. Niestety, ale jest wiele stereotypów w naszym społeczeństwie, mówiących nam jak ten facet powinien dziś wyglądać. A najlepiej właśnie przekonać się w społecznościach, jakie tworzy 4 Muszkieter – gdzie w nienachalny, ale jednak przekonujący sposób możemy przekonać się i zrozumieć kim naprawdę jesteśmy, dokąd zmierzamy i do czego jesteśmy powołani.
Już ostatnia, jednozdaniowa kwestia. Dlaczego warto pojechać na Ekstremalny Weekend Charakteru?
Zaskoczyłeś mnie. Daj mi trzydzieści sekund…Dlaczego warto pojechać? By przeżyć przygodę męskiego serca. Chyba tyle.
Trasa E67, 12 października 2023 r.
Rozmawiał: Mariusz Walczak
Wsparcie redakcyjne: Marcelina Samek
Zdjęcia: Leszek Kluz
Grafika tytułowa: Ewa Milun-Walczak