Trudno opowiedzieć o Muskathlonie własnymi słowami. To wydarzenie jest tak bardzo wielobarwne, wielowątkowe, że do pomocy w jego przybliżeniu zaangażowaliśmy zdjęcia i rozmowy. Zapraszamy do dziennika z Muskathlonu 2024 w wersji polskiej, zakurzonego na ścieżkach i drogach Nepalu, pełnego wrażeń, wstrząsów, doznań które pozostaną w nas na lata. Skorzystajcie z tej relacji, aby wkrótce samemu ruszyć w drogę na kolejne edycje. Dlaczego warto?
1 listopada, Kraków, tuż przed odlotem
Krzysztof
Spodziewam się przygody. Że będzie fajnie, że będziemy razem tam działać i będziemy wspierać. Ten wyjazd planowałem prawie od roku. Wiedziałem, że z muszkieterami warto jechać.
Kalina
Tata mi zaproponował wyjazd. Mam nadzieję, że to będzie dobra przygoda.
Ewa
Spodziewam się ciepła, pięknych ludzi, dużo entuzjazmu i nauki życia w innych warunkach. Czekam na wyzwanie fotograficzne.
Przemek
Spodziewam się przygody, nowych doświadczeń. Myślę, że zobaczę jakiś zupełnie inny kraj. Na wyjazd namówił mnie Piotrek, trochę też Zbyszek. Wydaję mi się to bardzo interesujące nie tylko pod względem turystycznym, ale i społecznym bo jedziemy pomóc ludziom.
Piotrek
Spodziewam się, że będziemy bardziej utwierdzeni w tym komu służymy i dlaczego, a także tego, że ludzie tam też odkryją komu służymy i dlaczego. W Nepalu zawsze wszystko jest nowe i nawet jak przeżywa się to samo, to nie przeżywa się w ten sam sposób.
Jowita
Spodziewam się pięknej przygody, pięknych widoków. Ten wyjazd to nasz wspólny prezent „setkowy”, mój i Adriana. W ten sposób chcieliśmy zrobić dobrze sobie i innym. Tak to razem urodzinowo wymyśliliśmy. A o wyjeździe dowiedzieliśmy się przez udział Adriana w 4-tym Muszkieterze.
Adrian
Spodziewam się wszystkiego, co jest dobre. Muskathlon, to była alternatywa do wyjazdu na Islandię, na zorze polarną, na naszą pięćdziesiątkę z Jowitą, czyli w sumie wspólną „setkę”. Stwierdziliśmy, że lepiej zrobić trochę dobra i wybraliśmy Muskathlon. Myślę, że Nepal to bardzo dobry pomysł, a na zorzę przyjdzie jeszcze czas.
2 listopada, lotnisko w Katmandu
Muszkieterowa reprezentacja Polski dotarła do Katmandu. Razem startujemy w Muskathlonie, wyjątkowym wydarzeniu łączącym aktywność fizyczną z działalnością charytatywną. Zapraszamy na relacje z codziennej przygody!
3 listopada, Dhangadhi
Kolejny punkt na mapie muskathlonowej podróży to Dhangadhi. Z Katmandu dotarliśmy tu lokalną linią samolotową, po drodze podziwiając górskie szczyty przebijające chmury. Po wylądowaniu i krótkim czasie na zrzucenie bagaży odwiedziliśmy społeczność skupioną przy Mahima Church.
Na początek pyszny, dobrze przyprawiony posiłek. Potem przedstawienie naszego zespołu blisko 200 osobowej grupie uczestników młodzieżowego obozu. Chwilę później przeprowadziliśmy dla nich gry i zabawy integracyjne, które zamknął wyścig mokrych gąbek i wiader.
Przy zachodzącym słońcu czas na pamiątkowe zdjęcia, a po zmierzchu wspólną chwilę na wdzięczność i refleksję. Tak w skrócie przebiegł ten gorący dzień, który otworzył przed nami nowe miejsca, relacje i doznania. Dzielimy się wrażeniami, dobrym słowem, radością. Zbieramy siły na jutro.
4 listopada, Dhangadhi i przejazd w góry
Zapraszamy na trzeci odcinek serialu Muskathlon w wersji polskiej. Dziś rano ponownie zawitaliśmy do społeczności Mahima Church w Dhangedhi. Rozpoczęliśmy od dobrego słowa Zbyszka, którego w tłumaczeniu wspierał Tara, nepalski opiekun całej wyprawy.
Po wspólnym śniadaniu szykowaliśmy kolejne gry i zabawy. Gospodarze zaskoczyli nas jednak zaproszeniem do własnej rozgrywki w Ghaito Futaune. Po wielu nieudanych próbach rozbicia kijem dzbanka, sprawy w swoje ręce wzięła Ewa. Dokładne naprowadzenie zakończył mocny zamach i celne trafienie, dzięki któremu Polska wygrała wyjazdowy mecz. Chwilę później odebraliśmy upominki od fantastycznych gospodarzy, wzajemnie podziękowaliśmy za radosny, wartościowy czas.
Krzysiek
Najbardziej poruszyła mnie radość tych młodych ludzi, uśmiechy, zabawa. Podczas prowadzonych przez nas gier miałem swój punkt, tłumaczyłem zasady, które część rozumiała, a części przychodziło to z trudem, ale jakoś to poszło (śmiech). Nepalczycy są mili, skromni, ubodzy, o czym wcześniej słyszałem i to się teraz potwierdziło. Teraz było miasteczko, dalej pojedziemy na wieś i będzie jeszcze ciekawiej.
Jowita
Czułam się tu rewelacyjnie. Szczególne wrażenie wywołała na mnie radość tych ludzi i to, że cokolwiek im się nie zaproponowało, to ich faktycznie, autentycznie cieszyło. To że podchodzili, dziękowali, mimo że to nie były już małe dzieci, tylko taka już dojrzalsza młodzież, ale faktycznie cieszyło ich wszystko i to było widoczne, super.
Piękne kobiety! To tak jakbyśmy my się na niedzielę w strój krakowianki ubierały. Przepięknie wyglądają. Widać, że są troszeczkę jakby odsuwane, ale są bardzo delikatne, miłe, nie narzucające się. Super, świetne babki.
Wyobrażałam sobie wiele, ale jak to się widzi na żywo, to chyba zawsze to będzie efekt „wow!”. Te kobiety kucające, strugające te marchewki i przygotowujące posiłek a panowie siedzący – tak to robi wrażenie.
Adrian
Kultura zupełnie inna niż nasza. Ja to szanuję, że oni wywodzą się z innych korzeni, pewnie my jako faceci z Europy inaczej byśmy się tutaj zachowywali w różnych sytuacjach. Nawet ja się czułem nieswojo, kiedy wszystko chcieli robić za mnie. Szanuję ich kulturę i jestem bardzo zadowolony, a także pozytywnie zaskoczony. W organizowanych grach i zabawach najbardziej mnie cieszyło to ile radości sprawiliśmy lokalnym ludziom. Z nami nie tylko była młodzież ale również i dorośli dołączali do tej zabawy.
Teraz czekam na więcej. Myślę, że to był dobry wstęp. Trudno mi się przyzwyczaić do tego, że tutaj ramy czasowe nie obowiązują. Ja raczej jestem poukładany i wszystko mam zaplanowane kilka kroków do przodu, a tutaj chociażby tak jak dzisiaj, że wszystko miało się do dwunastej zakończyć, jest znacznie później. Samochody od pół godziny stoją, do których nie możemy się zapakować, więc to trochę nie mój świat. Jest inaczej.
Ewa
Liczyłam na to. Nie spodziewałam się co dokładnie zobaczę, ale liczyłam, że spotkam eksplozję kolorów i faktycznie była. Eksplozja radości, entuzjazmu, chęci do wspólnego działania, ogromna ilość uśmiechów, to było fantastyczne. Poza faktem, że w plastyczny sposób było kolorowo, to było też po ludzku bardzo serdecznie.
Starałam się trochę dowiedzieć, na temat tego co nas tu otacza, żeby nie być takim „ślepym” obserwatorem. Jedna rzecz szczególnie mnie zastanowiła i zapytałam naszą opiekunkę Karis i potwierdziła to co myślałam. Mam wrażenie, Nepalczycy mają niesamowitą dumę i siłę, do tego żeby być wyjątkowymi. Jeżeli mają na coś pomysł, to się go trzymają. Przykładem jest chociażby ich flaga, która jako jedyna na świecie składa się z dwóch trójkątów. Jak również to, że mimo bycia bliskim sąsiadem gigantycznych Indii, nie przyjęli ich strefy czasowej. Nepalczycy mają w stosunku do Indii różnicę piętnastu minut i w oficjalnych ramach czasowych występują w skali UTC +5:45. To jest coś niesamowitego. Maleńki kraj, który ma odwagę żyć po swojemu. Bardzo ciekawe.
Gdy pierwszy raz próbowałam tutejszej kuchni byłam zachwycona. Cieszyłam się, że zjem trochę ryżu, bo zwykle na co dzień go nie jemy. Teraz jest już trzeci dzień i cały czas jemy ostro i ryż, a moje jelita już zaczynają palić (śmiech). Ale kuchnia jest ciekawa, chociaż jak pojawiają się na widoku jabłka lub ogórki to odczuwam ulgę.
Po obiedzie czas na kolejną podróż. Ruszyliśmy w dalszą, tym razem samochodową trasę, poznając uroki tutejszych dróg. Wieczorem dojechaliśmy do wyżej położonego regionu Jorayal. Na kolację przerwa od ryżu, zmiana na makaron i placek prosto z rozgrzanego kamienia. Rośnie apetyt na nowy dzień.
5 listopada, dolina Jorayal
Piotrek
Wreszcie pojechaliśmy do mieszkańców doliny Jorayal, którym pomagamy od pięciu lat. Jesteśmy tam zawsze miło goszczeni. Największą dzisiejszą radością jest to, że możemy tam wrócić i służyć tej lokalnej społeczności, poprzez m.in. dystrybucję najbardziej potrzebnych dla nich artykułów do życia codziennego. Widzieć ich uśmiechy i wdzięczność, za to że możemy im dać coś prostego, a jednocześnie nie nazbyt kosztownego z naszej strony. Serce się raduje!
Zbyszek
Z założenia Muskathlon chcemy robić w miejscach, które są zapomniane. Można powiedzieć, że Nepal jest raczej znany, wielu ludzi przyjeżdża do Nepalu żeby pochodzić po górach, ale rzadko ktoś pamięta, że jest część niegórzysta Nepalu. Ponieważ nasz przyjaciel tutaj mieszkał i przez niego mieliśmy dobry kontakt do ludzi, w związku z tym zadaliśmy pytanie, czy moglibyśmy taką imprezę tutaj robić. Zostaliśmy zaproszeni, żeby odwiedzić ten teren w 2019 roku i jak tu raz przyjechaliśmy, to wiedzieliśmy, że jest to miejsce które jest daleko od cywilizacji i byliśmy niespodzianką dla lokalnej społeczności. Dlatego Nepal!
Teraz jesteśmy w trakcie drugiej edycji polskiego Muskathlonu, ciągle się uczymy i doświadczamy. Będąc w takiej kulturze, nie komunikując się w języku nepalskim uczymy się na czym to wszystko polega. Jest to także wyzwanie, które zakładamy stawiać Muszkieterom, wyzwanie wykraczające poza normalne aktywności. Pobyt w takim miejscu tego uczy. Zawsze jest to okazja do przesuwania swoich granic, przyzwyczajeń, nawyków, bo zderzasz się z miejscem które wygląda inaczej, warunki są inne, sytuacja dynamicznie się zmienia. Tu w Nepalu akurat nic się nie powtarza, zawsze jest coś nowego, więc trzeba być otwartym na zmiany, na nowe możliwości. Taką największą satysfakcją ciągle jest móc zobaczyć radość tych ludzi, którym tutaj służymy, bo jest to dla nich święto.
Teraz jesteśmy przed tym aby dostarczyć tą główną część pomocową, ale pamiętając ubiegły rok i reakcję tych ponad trzystu wdów, które zostały obdarowane kocami, to jest coś pięknego i coś co dotyka i porusza nawet twarde serca.
Idea Muskathlonu była i jest taka, żeby przede wszystkim mężczyźni, ale łącznie z ich rodzinami mogli znaleźć się w miejscu, w którym po pierwsze zobaczą, że mogą pomóc i ta pomoc jest realna, ale po drugie staną przed wyzwaniami takiego dnia codziennego, które dla nas w zachodnim świecie można powiedzieć są zapomniane, w związku z tym nawet nie przywiązujemy do nich wagi. To jest dobre odświeżenie i przypomnienie dla nas wszystkich, że ten świat wygląda inaczej, że ten świat jest inny. Szczególnie mężczyźni powinni to widzieć, po to żeby nie tylko o tym myśleć, ale żeby coś z tym fantem zrobić żeby było inaczej.
6 listopada, dolina Jorayal
Dziś po raz kolejny mogliśmy doświadczyć na własnej skórze, że kluczowym elementem Muskathlonu nie jest wcale wyzwanie sportowe, lecz przemyślana i zorganizowana forma spotkań z mieszkańcami tutejszych miasteczek i wiosek.
Rano wyruszyliśmy na ponad dwudziestokilometrowy marszobieg, połączony z wizytą w szkole, której uczniowie otrzymali praktyczne plecaki. Zakup został sfinansowany m.in. ze środków przekazanych przez uczestników Muskathlonu.
Dalszy etap to już ponowna, malownicza trasa, na której finałowym odcinku dołączyli do nas reprezentanci z Doliny Jorayal. Po dotarciu na metę nie zabrakło ceremonii wręczenia medali, z udziałem przedstawicieli lokalnych władz. Za nami kilometry niesamowitych wrażeń. Przed nami kolejne, o których więcej już jutro. Gorąco pozdrawiamy naszych kibiców!
Ariana
Chodzenie mi się podobało. Chodziliśmy po ciekawych drogach do wioski. Chodził z nami też przez długi czas pies, który do nas dołączył. Z dziesięć kilometrów z nami pokonał. Miał dużo imion, na końcu został „Cooki” – Kalina wymyśliła. Jeszcze na początku to był Burek, potem jeszcze był Czips.
W wioskach każdy chce z nami ciągle robić zdjęcia, jakbyśmy byli jakimiś celebrytami wielkimi, albo jakimiś kosmitami. Tak sobie teraz myślę, że nie chciałabym być celebrytką, bo to musi być bardzo męczące.
Tutaj nie jest tak bardzo łatwo, albo tak fajnie jak w Polsce, ale mogło być gorzej. Jedzenie jest dla mnie niedobre, łóżka nie są za bardzo wygodne i są strasznie małe domy. Wszędzie są bezdomne psy i jest bardzo ciepło. Warto tu jednak przyjechać, żeby pomagać innym ludziom.
7 listopada, w drodze powrotnej do Katmandu
Czwartek to dzień samochodowej podróży. Po kilku dniach pożegnaliśmy nasze terenówki i przesiedliśmy się do jednego busa. Jedziemy kilkanaście godzin do Katmandu. Wschód słońca zastanie nas w drodze.
Przemierzamy trasę przez park narodowy. Wypatrujemy dziką zwierzynę. Klimatyzacja, to otwarte okna. Gra nepalska muzyka, a kroki w telefonie nabijają się same na fotelach pasażera. Kochamy polskie drogi!
8 listopada, nareszcie w Katmandu
Dojechaliśmy do Katmandu! Wielogodzinna trasa zakończyła się sukcesem w piątek po godz. 13.00. Czas na otrzepanie z kurzu, wymarzony prysznic, solidny posiłek na dachu i pierwszy spacer po gwarnych uliczkach.
Jutro finałowy dzień Muskathlonu, kolejne wrażenia ze stolicy Nepalu i przygotowań do powrotu. Pozdrawiamy prosto z mostu!
Ewa
Mam teraz refleksję materialno-egzystencjalną. Kiedy zmęczenie, brak snu osiąga wysoki poziom zaczynasz skupiać się wyłącznie na potrzebie swojej i bliskich, a przedmioty całkowicie tracą znaczenie. Jestem tutaj z całym moim sprzętem fotograficznym, jak sobie policzyłam w głowie to jest niezła sumka. Staram się o niego dbać. Zawsze o nim myślę żeby czegoś gdzieś nie zostawić. Ale jak potrzeba snu przekracza granice akceptowalności, zapominasz o tym co masz. W ogóle to nie jest istotne. Nieważne czy ten aparat spadnie, czy obiektyw się sturla… Kluczowe jest to, żeby się wyspać. Kropka (śmiech).
Jowita
Nigdy lepiej nie jechałam (przymrużenie oka). Kierowcy są znakomici, auto spawane na torach kolejowych, najbardziej wytrzymałe auto świata. Super było!
Adrian
Wrażenia były bardzo dobre, szczególnie siedząc na końcu tego busa z amplitudą podskoków dwudziestocentymetrowych było bardzo wygodnie. Polecam serdecznie!
Jowita
Kroków nabiliśmy więcej niż na półmaratonie. Ja 47 tysięcy! Siedząc.
Adrian
Ja miałem trochę mniej, 43 tysiące, więc się obijałem na tym tylnym siedzeniu.
9 listopada, meta w Katmandu
Finałowy dzień Muskathlonu spędziliśmy w Katmandu. Poznaliśmy kolejną społeczność i historyczne miejsca stolicy Nepalu. Oficjalnym finiszem była wspólna kolacja z rodziną naszego przewodnika Tary.
Mnóstwo wrażeń, wiele wdzięczności pozostanie z nami na długo po całym wydarzeniu. Będziemy się tym dzielić nie tylko w mediach społecznościowych. Do zobaczenia w kraju!
Adrian
Cały czas się skupiam na tej radości ludzi, która była wszechobecna na każdym spotkaniu w dolinie, w szkole. To chyba było największe dla mnie wrażenie.
Jowita
Radość ludzi, widoki przepiękne. Powiem trochę jak próżniak teraz, że można się tu bardzo dowartościować. Bardzo dobry czas.
Piotrek
Ponieważ jestem osobą, która ceni relacje i prace w zespole, to myślę że to co udało się nam zrobić jest niesamowite, bo pochodzimy jakby nie patrzeć z różnych miejsc, z różnych stron w Polsce, reprezentowaliśmy trzy regiony. Udało nam się stworzyć w bardzo krótkim czasie ekipę, która w krótkim czasie osiągnęła cel tego wyjazdu, czyli zawieźć praktyczną pomoc ludziom w zachodnim Nepalu, jak i tutaj w Katmandu.
Sam starałem się odrobić pracę domową na tyle na ile mogłem. Ponieważ jest to już moja czwarta wizyta w Nepalu, to wcześniej już trochę poznałem tę kulturę, ale musiałbym tu jeszcze pomieszkać, żeby tak prawdziwie poznać tych ludzi, te społeczności, zwyczje. Myślę, że to przesłanie, które miałem dla nich było na tyle uniwersalne, że widać, że się z nim utożsamiali. Nie będę wnikał tutaj w to, o czym mówiłem. Byliśmy w dwóch społecznościach kościelnych, chrześcijańskich, z przesłaniem, które miało wspólny mianownik dla obu naszych kultur. Z tym się ludzie najbardziej utożsamiali. Starałem się także dzielić jakąś moją historią, historiami z życia rodzinnego, czy też z relacji społecznych, które są bardzo uniwersalne, są na dobrą sprawę wszędzie.
To co mnie szczególnie poruszyło, to że po tych wystąpieniach był czas żeby porozmawiać z tymi ludźmi i niektórzy dziękowali, bo mówili że to przemawiało do nich. To jest piękne.
Cel Muskathlonu jest złożony. Zanieść pomoc, bo myślę że my jako Polacy mamy już wiele do zaoferowania. Ekonomicznie żyje się nam coraz lepiej i nie to, że nie wiemy co z tymi naszymi pieniędzmi zrobić, w tym rozwijającym się kraju, ale w tej sytuacji myślę, że warto pochylić się, spojrzeć na ludzi, którzy naprawdę często nie mają „nic”. Przyjechać tu i być z tymi ludźmi, wiedzieć przez co przechodzą, utożsamić się i dzielić się tym co mamy, myślę że to jest ten główny cel. Tego nie doświadczymy w naszej szerokości geograficznej.
Druga rzecz, to nasze zespołowe relacje jako Polaków. Dając przykład tego, że ludzie z różnych miejsc, z różnych wyznań, różnych przekonań, mogą się zebrać razem i uczestniczyć w tym, fizycznie przejść przez to, pokazać światu, że razem możemy osiągać piękne rzeczy, my jako Polacy. Nepal to niezwykła przygoda, którą chociaż raz w życiu warto zaliczyć.
Ewa
Ogromną wartością Muskathlonu jest dla mnie to, że jesteśmy zabierani w bardzo odległe miejscowości, z dala od turystycznych ośrodków i możemy odwiedzić ludzi z małych wiosek, dla których nasze przybycie jest prawdziwym świętem. Patrzymy na nich z ogromnym zainteresowaniem tak jak i oni patrzą na nas, z dużą ciekawością. Nie pytając o zdanie, od razu częstują herbatą z imbirem, cytryną i miodem. Dla nich jesteś ważny, bo się pojawiłeś. Wspólnie wymieniacie się radością własnej obecności. Na koniec chcą z tobą zdjęcie, żeby utrzymać tę chwilę, żeby mieć pamiątkę, i móc wrócić do zdjęcia z białym człowiekiem. Tak samo jak my sobie robimy zdjęcia z cudownymi, uśmiechniętymi, gościnnymi ludźmi.
To jest coś zupełnie innego niż kontakt z ludźmi, których spotykasz w miejscach turystycznych czy w stolicach państw, gdzie jesteś żywym „bankomatem”, który trzeba naciągnąć na zakup pamiątkowego „magnesu”. To jest przecudowna zmiana perspektywy, gdzie jedziesz w bardzo długą podróż żeby spotkać człowieka, a nie atrakcję turystyczną.
Muskathlon 2024 za nami! Jeśli chcecie przeżyć z Muszkieterami podobną przygodę zacznijcie planowanie już dzisiaj. Kolejna edycja startuje za niecały rok!
Szczegółowe informacje o jej dokładnym terminie i warunkach udziału już wkrótce na stronie: 4muszkieter.pl/muskathlon/ .
W rolach głównych wystąpili: Zbyszek (Bysiek), Piotrek, Ariana, Tara, Jowita, Adrian, Przemek, Kalina, Karis, Krzysiek, Ewa i Mariusz.
Foto: Ewa Milun-Walczak | www.miluna.pl
Opracowanie: Mariusz Walczak